w swoja afrykańską podróż. Z walizką wypełnioną potrzebnymi i niepotrzebnymi przedmiotami. Egipt to mój pierwszy przystanek.
W Kairze niebo czyste, słoneczne, co nie często się zdarza. Smog bywa tu ciężki, nie pozwala oddychać pełną piersią. Wczoraj stojąc na plateau w Giza widziałam piramidy w Abusir i dalej piramidę schodkową w Sakkarze. Z drugiej strony jaśniała wieża na Zamalku. Lubie takie dni, trochę wietrzne i chłodne. Wczoraj latało także dużo sokołów. Od czasu do czasu zawisały w powietrzu wypatrując ofiary. Sokół z rozpostartymi skrzydłami wygląda jak Horus otulający głowę faraona Chefrena. W takie dni czuję się bardzo blisko świata sprzed tysięcy lat, świata którym niby żyję na co dzień, ale jednak odległego.
Na mastabie Hemiunu przysiadła wrona. Przemawiała do mnie. To nie było zwykłe wronie krakanie. Dźwięki, które z siebie wydawała brzmiały jak słowa, w języku którego nie znam. Co chciała mi przekazać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz